Mam słabość do guzików. Nie ma takiego, któremu bym przepuściła (no, chyba że wyjątkowo paskudny). Być może korzenie tej słabości sięgają czasów, gdy miałam cztery, pięć lat. Spędzałam wtedy czasami wiele godzin u moich cioć - sióstr mojej Babci. I moją główną atrakcją było wtedy pudełko z guzikami i ...magnes. Większość tych guzików była bowiem metalowa, obszywana różnokolorowymi tkaninami, magnes miał kształty zbliżony do litery "L", był duży i służył do wyszukiwania szpilek, którym zdarzyło się spaść na podłogę. W zależność od kompozycji i konfiguracji guzików stawał się domkiem, samochodem, pociągiem albo zwierzątkiem. Kurcze, brzmi to tak, jakbym była jakimś dzieckiem wojny, ale wierzcie mi - naprawdę to uwielbiałam i mogłam poświęcić temu zajęciu mnóstwo, mnóstwo czasu.
No i tak mi już zostało.
Jakiś czas temu odkryłam w swoim sąsiedztwie wielką hurtownię guzików, guziczków i wszelkiej maści ozdobnych rozetek, niektóre sprowadzane prosto z Włoch. Dużo czasu tam spędzam... Niedawno użyłam rozetek właśnie do ozdobienia poduszeczki lawendowej z grubego lnu, którą już kiedyś pokazywałam:
Kilka dni temu wyszperałam kolejne śliczności, też z myślą o saszetkach, serduszkach i poduszeczkach,
ale zanim zdążyłam je uszyć, powstała broszka, zainspirowana przez Latarnię Morską z House of Art. Organza w kolorze burgunda, perełki i patynowany metal:
sobota, 17 stycznia 2009
Od guzika do broszki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Paulinko cudowne te guziory. Też mam na tym punkcie lekkiego fioła. Jak jakiś wypatrzę - muszę kupić. A te Twoje są po prostu piękne, z chęcią bym takie zakupiła.
Ale najfajniejsze jest to, że mam dokładnie takie same - guzikowe wspomnienia z dzieciństwa. Do tej pory pamiętam jak fascynowała mnie szuflada babci, pełna guzików. Magnesu co prawda nie miałam, ale i tak spędzałam na ich oglądaniu godziny. I to dzień w dzień. Właściwie guziki i kalejdoskop były moimi ukochanymi "zabawkami" przez wiele lat. Zresztą co tu ukrywać dalej je uwielbiam, choć lat przybyło. A najfajniejsze jest to, że mój synuś przejawia podobne pasje. Przekłada i układa guziczki i muliny naprawdę często (według koloru, kształtu, bądź też wozi autkami). A myślał by kto że takie cudowne i nowoczesne zabawki nas otaczają ... Dzieci wiedzą co dobre :-D
Coś jest w guzikach, bez wątpienia - czarodziejskiego. Ja też mam ich całą masę...I chociaż nie szyję, to guziki są i będą, może kiedyś jednak znajda swoje miejsce...
Twoje prace - przecudne :))
A wracając do poprzedniego posta - zainspirowałaś mnie do ozdobienia mojego 'przeciwmuszkowego parasola'
Paulino, znam (?) już Twoje pasje, a jaka muzykę lubisz? W wolnej chwili zapraszam po szczegóły na swoja stronkę.
Pozdrawiam gorąco :))
Piękne te guziki.Mnie akurat do guzików nigdy nie ciagnęło ale Twoje ,,guzikowe,,zdjęcia piekne...
Broszka również bardzo dekoracyjna...Cos z niczego...Troszkę fantazji i proszę ,jaka ozdobna broszeczka..Serdecznie pozdrawiam.Miłej niedzieli życzę.Agnieszka
Dziwne, ale też mam takie wspomnienia z zabawą guzikami u babci. W starej singerowskiej maszynie była z boku taka wąska szufladka z obluzowaną gałką, a w niej oprócz mnóstwa guzików kawałek mydła i kreda. Moja babcia pięknie szyła... Powinnaś wymyślić zabawę - "guzikowe wspomnienia".
Ta broszka wyszła pięknie i trafnie ją skomponowałaś z bluzką (sukienką?). Pozdrawiam!
Lawendowa poduszka jest cudna.Taka naturalna i w moich ulubionych kolorach.Broszka napewno bedzie stanowila piekna ozdobe .Co do guzikow-ja rowniez jako mala dziewczynka uwielbialam bawic sie guzikami mojej babci:-)Moja Noemcia ubustwia nitki!Jak dorwie szpulke nici to wszystko owija w nia tlumaczac,ze naprawia zepsute rzeczy:-)Pozdrawiam.Ania
Prześlij komentarz